środa, 29 maja 2013

Rozdział VI

Z każdym krokiem Elena czuła się coraz bardziej niepewna. Otuchy dodawała pogodna mina Franka. Oczy jednak były zamyślone. Patrzyły się gdzieś daleko, dalej niż rezydencja, osiedle, miasto… Ale o czym mógł myśleć?
Po chwili dziewczyna potrząsnęła głową. Przecież tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia, kim byli krewni lokaja i nie chciała się o to pytać, bo po co? Byli najlepszymi i prawdziwymi przyjaciółmi na zawsze. Poza tym lokaj wypowiedział się już kiedyś na ten temat, które z pewnością miały wnuki? O swojej żonie? O swoim rodzinnym domu ten temat…
***
Elena siedziała samotnie na ławce w rodzinnym ogrodzie. Spuszczona głowa wyraźnie mówiła o smutku, a spadające łzy nadal karmiły swym słonym smakiem już mokrą glebę. Robiły to bezgłośnie, tak samo jak płacząca siedmiolatka. Po chwili staruszek ubrany w elegancki frak odnalazł blondwłosą osóbkę, usiadł obok niej i zapytał łagodnym głosem:
-Co się stało, Lenko?
-Rodzice mnie nie kochają!!!-wybuchła nagle Elena.
-Dlaczego niby mają cię nie kochać?-lokaj martwił się o swoją przyjaciółkę.
-Bo nigdy ze mną nie siedzą, nie rozmawiają, tylko w pracy są!!!-znów krzyknęła dziewczynka.
Franek ciężko westchnął, słysząc takie słowa od tak małego człowieka. Po chwili ciszy, mężczyzna odpowiednio ułożył prostą odpowiedź na głowę dziewczynki.
-Rodzice cię kochają, po prostu chcą, żebyś była szczęśliwa.
-A t-twoi r-rodzice?- zajęknęła Elena, pytając o dość tajemniczą kwestię.
-Moi rodzice…już ich nie ma.-Odpowiedział lokaj- więc masz szczęście…
Zapłakana dziewczynka zauważyła na policzku mężczyzny pojedynczą łzę. Poczuła jakby coś w środku ją tknęło. Nie miała serca płakać dalej. Po prostu przytuliła się do lokaja. On ją lekko odsunął i powiedział:
-Nie pytaj mnie więcej o rodzinie dobrze?
-Jasne!-potwierdziła dziewczynka i poszła prosto do domu. Kiedy otworzyła drzwi wejściowe, w oddali nadal słyszała ciche łkanie…
***
Zamyślona Elena nawet nie zauważyła jak dotarła do przedpokoju willi. Po kilku krokach stanęła na eleganckim, wzorzystym dywanie stojącym przed równie wykwintnym stolik. Opierał się na jasnobeżowej ścianie, na której wisiały najcenniejsze zdjęcia.
Zdjęcia rodziny DeManto.
Najwyżej wisiało zdjęcie rodziców. Przedstawiało ono chudą kobietę o kwadratowej twarzy złagodzonej przez długie blond loki sięgające do pasa czarnej, koronkowej sukienki. Wzrok orzechowych oczu był nikły przy mocno-czerwonych ustach. Pomiędzy nimi mały nos stał prosto obok czarnego pieprzyka. Ogólnie całe ciało kobiety przytulało się do grubego ciała mężczyzny. Ubrany był w białą koszulę z rozpiętymi czterema guzikami od góry. Na pulchnej twarzy uwagę przyciągał kartoflowaty nos, pod którym był kilkudniowy zarost otaczający cienkie usta. Małe niebieskie oczka zostały otoczone przez kwadratowe oprawki okularów i krzaczastych brwi. Na głowie był łysy placek, lecz obok uszu jeszcze rosła kępka czarnych włosów. Nic dziwnego- ojciec Eleny miał czterdzieści sześć lat, a matka trzydzieści trzy. Pod tym zdjęciem wisiało drugie zdjęcie-Eleny ubranej w czerwoną sukienkę. Dziewczyna miała na twarzy banana, ale widomo jak to jest z tym uśmiech na fotografach- udawany i nieszczery.
Nagle z obserwowania ściany otrząsnął ją Franek, który pokazał dziewczynce dwóch mężczyzn stojących przed drzwiami prowadzącymi do jadalni. Oboje ubrali się w to samo-czarne garnitury, pod którymi rysowała się sylwetka muskularnego atlety, białe koszule zapinane na jasnożółte guziki oraz czerwone krawaty dodające stroju elegancji. Jeden z nich miał kwadratową twarz przyprószoną na brodzie lekkim zaroście. Miał również niebieskie oczy, tak samo jak drugi. Włosy miał krótkie koloru czarnego. Drugi zaś miał delikatną twarz i rude włosy. Zapewne wszystkie dziewczyny padłyby na tak przystojnych facetów, ale Elena wolała takich w swoim wieku. Poza tym, liczyło się co jest w środku, nie na zewnątrz, prawda?
-Kim oni są?-zapytała się Elena, a po chwili dodała:
-I co tutaj robią?
-Wszystko ci wytłumaczę potem-odpowiedział Franek.-Teraz zaprowadźmy naszych ości do twojego pokoju, dobrze?
-Dobrze-mruknęła, idąc za lokajem.
Franek podszedł do mężczyzn i przywitał się. Przez chwilę rozmawiali, po czym staruszek krzyknął do Eleny:
-Przepraszam cię, Leno, ale muszę coś załatwić. Przyprowadzisz naszych gości do pokoju?
-Jasne!
To, co powiedziała Elena, było trochę kłamstwem. Oczywiście, mogła zaprowadzić ich do swojego pokoju. Ale jak miała się zachowywać?  Nigdy nie miała dorosłych gości oprócz tych bogatych i nadętych bogatych ludzi, których słownik zawierał co najmniej trzy czwarte tego polityczno-biznesowego bełkotu. Zachowywała się przed nimi jak słodka idiotka. Oni zawsze do niej mówili: „Och, jaka słodziutka dziewczynka z waszej malutkiej Lenki!”, a ona miała to w nosie. Teraz było coś zupełnie innego- znajomi, którzy przyszli DO NIEJ, nie DO RODZICÓW. Postanowiła więc pokazać przed nimi swoją prawdziwą twarz.
Elena powiedziała grzecznie „Dzień dobry!” i gdy poszła przed nimi by ich zaprowadzić, oni jakby… chichotali? Tak, chichotali za plecami dziewczyny. Nie słyszała jakichś rozmów, więc z lekka się zdziwiła. Po chwili pomyślała, że teraz w jej życiu wszystko jest możliwe, nawet telepatia. Oby tylko nie czytali w myślach!
Po kilku minutach chodzenia, Elena i dwaj mężczyźni dotarli do pokoju dziewczyny. Gdy ujrzeli całe te różowe rzeczy, natychmiast się zaśmiali. Trochę to irytowało nastolatkę, lecz w końcu powiedziała:
-Witam, jestem Elena DeManto, ale możecie mówić do mnie Lena. A wy to kto?
-Ja jestem Adam Mariusz Tomasz Jacek Wacek la Żężążężę-powiedział rudy chłopak śmiesznie poważnym tonem- a mój kolega to Zdzisiek Żężążężę, ale możesz mówić do nas Adam Mar…
-Ha, ha, ha, bardzo śmieszne-burknęła dziewczyna.-Możecie teraz na poważnie?
-Ależ jesteśmy poważni, nie Zdzicho?!-krzyknął rudzielec, dając lekkiego kuksańca towarzyszowi.
-No tak!-odpowiedział mu grubym basem kolega.
Obaj mężczyźni głośno śmiali się, jakby dostali dzikiej głupawki. Elena stała ze skrzyżowanymi ramionami, nieco wkurzona przez kpienie tych dwojga. Wściekłym wzrokiem patrzyła na skaczących po jej pokoju „półgłówków”, jak ich nazwała. Kiedy humor braci lekko opuścił,
-Dobra, dajmy już spokój tej dziewczynie-stwierdził szatyn.-Ja jestem Adam Hajusz, a mój brat to Michał.
-Ta…-mruknęła dziewczyna, rozumiejąc już powód ich śmiechu.-To czemu do mnie przyszliście?
-Co ty taka napięta?-spytał się Adam, obejmując ramieniem ciało Leny.-Wszystko sobie wyjaśnimy, kiedy wróci Franek. To ile masz latek, bo my mamy osiemnaście, a ty?
-Trzynaście.-powiedziała krótko.
-Ale gówniara! Buuu! My jesteśmy mądrzejsi!
Wtedy właśnie Elena zaczęła się śmiać jak oni. Mówili sobie jakieś śmieszne teksty, byleby było słychać po całym domu odgłos „Ha, ha, ha!!!”. Jeszcze nigdy nie czuła takiej radości i rozpierającej od środka energii. Po prostu carpe diem!
-No, już koniec tych śmiechów! Teraz musimy poważnie porozmawiać!
-Ale o czym?-zapytała się cała trójka, chowając euforię.

-Zbliżają się kłopoty…

PS Przepraszam, że mnie długo nie było, ale to wszystko przez szkołę. Mam nadzieję, że ten rozdział spodoba się wam tak samo jak inne. Następny post będzie przeznaczony na organizację konkursu i naboru, więc nie przegapcie go ;)
Na koniec takie małe pytanko:Co dostaliście z testu szóstoklasisty? Ja mam 40/40 (laureat XD). W tym miejscu chciałbym również podziękowa nauczycielce, która mnie przygotowywała na tę olimpiadę ;)